grzanki z smalcu. Dlaczego tak? Bo gdy parę lat temu pracowałem jeszcze w hotelu na Ławicy (pozdrawiam @Comm-hotel) mieliśmy w karcie sałatkę cezar. Udało mi się zrobić sos paleo, reszta podzespołów pasowała do założenia, ale kluczową częścią sałatki były pszenne, chrupiące grzanki. Cały myk w jedzeniu polegał na tym, że coś chrupało przy jedzeniu. No i jak jest ochota, to i pies kota wyłomota, więc wymyśliłem grzanki z smalcu 😀
Topiłem słoninę, żeby uzyskać czysty smalec, po to, żeby używać go do smażenia, zamiast oleju rzepakowego, czy słonecznikowego. Produktem ubocznym były skwarki. Chciałem je jak najbardziej wytopić, żeby uzyskać to na czym mi zależało, czyli czysty tłuszcz. Zmieliłem więc słoninę i topiłem tak długo, aż przestało być widać “białe plamki” na skwarkach. Czyli wytopić wszytko co się i odparować wodę. Później to przecedziłem przez sito i któregoś razu, zamiast wyrzucać te skwarki, włożyłem je na noc do kuchennej lodówki.
Ponieważ jestem taki, że wszędzie muszę wsadzić swoje paluchy i coś próbować, to od ruchowo na drugi dzień szczyptę skwarek włożyłem do ust. CHRUPIE… o kurczaki… a jakby tym posypać sałatkę?
Jak pomyślał, tak zrobił :p Głównie u nas w lodówce grzanki leżą do posypywania wszelkiego rodzaju sałat. Ale genialnie też sprawdzają się jako posypka do podsmażonych/grillowanych warzyw, czy szparagów. Z tym, że trzeba pamiętać, że jak sypiemy zimne grzanki na coś gorącego, to one po chwili przestaną być chrupkie. Dlatego bezpośrednio przed samym jedzeniem posypujemy po ciepłej potrawie 🙂
Dobra, rozpisałem się, a to się robi banalnie ;p
– 1 kg surowej słoniny
Paweł